.

Rozdział 04

Jakoś nie miałam ochoty spotkać teraz tego chłopaka. Jego ciemne ubranie i przygryziona warga przyprawiały o dreszcze. Sprawdziłam, czy mam klucze w kieszeni i udałam się w stronę domu. Harry posłał mi nieco zdezorientowane spojrzenie, ale nie przestawał podążać w moją stronę. Wpatrzona w wysokiego chłopaka Rose nie zauważyła, że odchodzę, Harry jednak nie zwracał na nią uwagi, jakby była tylko jakąś kolejną brzydką dziewczyną, a była śliczna i do tego korzystnie ubrana.
Przyspieszyłam trochę widząc, że Harry zwinnie omija przechodniów, aby nie stracić mnie z oczu. Rose ogarnęła się i szła za chłopakiem wciąż jakby zahipnotyzowana. Brunet zaczął biec widząc, że coraz szybciej się oddalam. Nie zdążyłam przyspieszyć, kiedy złapał mnie za rękę i odwrócił nieco brutalnym gestem.
- Harry. - Wychrypiał. Jego głos przyprawiał o ciepłe dreszcze.
Nie odpowiedziałam, co go tylko rozśmieszyło.
- Mogę ci mówić Ruda? - Zapytał z lekkim zniecierpliwieniem.
Wciąż nie odpowiadałam sparaliżowana dotykiem, głosem i wzrokiem Harrego, który z niecierpliwości zaczął przygryzać dolną wargę wciąż trzymając moją dłoń blisko siebie.
- Danielle. - Wydukałam w końcu niechętnie i wyrwałam się z jego uścisku. Kiedy chciałam się oddalić duże, ciepłe dłonie otoczyły moje biodra przyciągając je do siebie bezproblemowo. Niezbyt mogłam stawiać jakikolwiek opór idąc do tyłu i mało co się nie przewracając.
Harry ponownie odwrócił mnie w swoją stronę, jakbym była jego laleczką, z którą może robić co mu się żywnie podoba. Odgarnął z mojej twarzy kilka rudych kosmyków i zdjął czapkę z mojej głowy tylko po to, aby zanurzyć dłoń w delikatnych włosach. Zaśmiał się arogancko, kiedy usilnie próbowałam wyrwać się z jego uścisku. Przy nim byłam mała i bezbronna.
- Ja nie wiem, co oni wszyscy złego w tobie widzą. - Harry przejechał palcem po mojej dłoni, a jeden z jego pierścionków, sygnetów, obrączek, czy jak mogłabym to nazwać, dotkliwie zranił moją skórę. Zacisnęłam pięść, aby zakryć w jakikolwiek sposób zranione miejsce. - Do zobaczenia. - Oznajmił i ostatecznie nie puścił. Uśmiechnął się na pożegnanie eksponując swoje dołeczki i nie zwracając uwagi na stojącą na środku drogi i obserwującą sytuację z nutką zazdrości i przerażenia Rose odszedł w stronę parku, z którego kilka chwil wcześniej gwałtownie wybiegł.
Otworzyłam dłoń i przejechałam palcem po zranionym miejscu. Moją rękę objęło niemiłe pieczenie więc z powrotem zacisnęłam pięść. Rose podbiegła do mnie zakładając włosy za ucho.
- Stałaś jak zahipnotyzowana. - Sprecyzowałam, kiedy siostra zaczęła mi się tłumaczyć z jej zachowania.
- Oj tam... Aż tak to było widać? - Spytała drżącym głosem.
- Bardzo. Harry myśli chyba, że jesteś psychopatką. - Sprzedałam jej kuksańca w ramię i zaśmiałam się. Zarumieniła się.

Teraz stałyśmy i z ogromem łez w oczach wpatrywałyśmy się w jeden z najgorszych obrazków w naszym życiu. Mocno przytuliłam się do Rose, która wypłakiwała się w moje ramię. Ciepło ognia przypiekało moją twarz. Kamienica, w której mieszkałyśmy stanęła w płomieniach. Nie zostało nam nic, oprócz ubrań, które miałyśmy na sobie, telefonów komórkowych, pięćdziesięciu pensów i aparatu fotograficznego "Canon".
Jessica przybiegła szybciej, niż się spodziewałam. Rzuciłyśmy się jej w ramiona. Ona sama zaczęła płakać.
- Książki... - Wymamrotałam. Jedyna pamiątka po rodzicach właśnie stała w płomieniach. Strażacy nie zdołali nic uratować.
- Zamieszkacie tymczasowo u mnie. - Oznajmiła Jessie. - Tylko jest problem, bo ledwo jedna z was się zmieści. Nawet jeżeli zajmę pokój razem z siostrą, a my nie mamy gdzie pójść, aby odstąpić wam mieszkanie.
- Zabiorę Danielle. - Zaproponował głęboki, dotkliwy głos. Uniosłam głowę odrobinę przerażona propozycją, jaka padła z JEGO ust.
- Nie mam wyjścia. - Odparłam. - Poradzę sobie i tam, ale całymi dniami będę przesiadywać w "Café Crème". - Obiecałam przerażonym dziewczynom.
- Mogę cię oddać w jego ręce? Mogę mu zaufać? TY mu ufasz? Jesteś pewna? - Wypytywała wciąż rozdygotana Jessica.
- Nie możesz mnie oddać w jego ręce, ani mu ufać. Ja mu nie ufam. Nie jestem pewna. Nie mamy wyjścia. - Odpowiedziałam przez kolejną falę łez robiąc krótką przerwę po każdym stwierdzeniu.
- Dziękuję. - Powiedział ironicznie Harry swoim zachrypniętym głosem. - Idziemy?
Przytuliłam się mocno do Jessie i Rose. Jeszcze raz popatrzyłam na spaloną kamienicę. Obiecałam, że zadzwonię wieczorem i poszłam za zniecierpliwionym chłopakiem.

Szliśmy pustą, cichą ulicą. Nie odzywaliśmy się do siebie. Harry otworzył przede mną drzwi czarnego samochodu. Usiadłam na siedzeniu obok kierowcy. Chłopak zapiął pas i ruszył z miejsca.
- Gdzie jedziemy? - W końcu odważyłam się odezwać i przerwać lodowatą ciszę.
- Kilka przecznic dalej. - Brunet udzielił krótkiej odpowiedzi.
- Mieszkasz sam? - Głos mi drżał.
- Tak. - Ponownie nie pofatygował się, żeby udzielić dłuższej odpowiedzi.
Dalsza droga minęła w milczeniu. Zdążyło się ściemnić, a ulice Holmes Chaple były opustoszałe. Jedynym dźwiękiem słyszalnym podczas podróży był silnik samochodowy i od czasu do czasu także wiatr otulający nagie gałęzie drzew.
Zatrzymaliśmy się przed niedużym domkiem jednorodzinnym. Nie wyglądał na zamieszkany przez jednego, TAKIEGO chłopaka, bo był bardzo zadbany i sprawiał wrażenie przytulnego. Ściany zewnętrzne były szarożółte. Po ciemku trudno było rozpoznać kolor.
Harry wysiadł z auta i podbiegł otworzyć mi drzwi. Również wysiadłam. Chłopak kluczykami zablokował samochód i szybkim krokiem podszedł do frontowych drzwi. Znalazł odpowiedni klucz i przekręcił go dwa razy w zamku. Słuchać było krótkie i ciche cyk i drzwi posłusznie ustąpiły.

4 komentarze: