.

Rozdział 01

Nazywam się Danielle Collins, mam osiemnaście lat i pochodzę z Holmes Chaple. Mam starszą siostrę - Rose Collins, która ma dwadzieścia trzy lata. Moi rodzice mieli na imię Susan i Jimmy. Zginęli pięć lat temu w wypadku samochodowym. Mój najlepszy przyjaciel nazywa się Alex. Alex jest najwspanialszym kudłaczem na świecie. Przerwałam pisanie i podrapałam Chihuahuę za uchem. W zamian obdarowała mnie słodkim mruknięciem i mokrym języczkiem pozostawiła ślad na mojej ręce.
- Puk, puk. - Rose zasygnalizowała, że wchodzi do pokoju i otworzyła drzwi. Usiadła na swoim łóżku z zaczęła mi się przyglądać. - Co robisz?
- Tak szczerze, to się nudzę. Bazgroliłam właśnie informacje o mnie.
- Po co? - Zapytała zaciekawiona i wychyliła się, aby spojrzeć na zapisaną kartkę.
- O tak o. Wiesz dobrze, że jak mi się nudzi to tworzę. Skoro właśnie nie rysuję, łatwo się domyślić, że będę coś pisała...
Odłożyłam długopis i przysiadłam obok siostry na łóżku.
- Która godzina? - Spytałam.
Rose wyciągnęła z kieszeni jeansów telefon i podświetliła ekran.
- Wpół do ósmej. Idziesz już?
- A muszę znowu tam iść? - Zapytałam, a z mojego oka prawie pociekła łza.
- Jesteś silna skarbie. - Powiedziała moja siostra. Objęła mnie ramieniem i pocałowała w czoło. Tego właśnie potrzebowałam - otuchy i wsparcia.
Podniosłam z podłogi moją brązową, lekko zniszczoną torbę. Przeciągnęłam ją do przedpokoju. Przeczesałam jeszcze moje włosy i zaczęłam żmudne wkładanie jesiennych butów. Kiedy wystarczająco się z nimi napracowałam nałożyłam na siebie beżowy płaszczyk.
- Pa, pa. - Powiedziała Rose podając mi torbę, którą uprzednio rzuciłam na kafelki.
- Pa. - Odpowiedziałam. Przejęłam torbę i wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi.

Szłam z głową spuszczoną w dół, wtulając ją w wysoki kołnierz przy płaszczu. Pomimo mojego niewinnego ukrywania twarzy i dość szybkiego kroku nie mogło się obejść bez komentarza.
- Patrzcie chłopaki, Ruda idzie! - Wyrwał się jakiś głos z tłumu i nagle drogę zatarasowało mi kilku dresiarzy ze szkoły. Obrałam inny kierunek.
- Stój, czekaj. Dzisiaj nie będzie zabawy? Ruda! Ej Ruda! - Ten sam głos podjął kolejną próbę poniżenia mnie. Po tych słowach banda kolesi zaśmiała się złośliwie.
- Zostaw ją, musi się pouczyć. Takim kujonom trzeba zostawić czas na naukę. - Odezwał się inny głos. Odrobinę niższy.
- Racja. - Odparł donośne ten pierwszy. Był już na tyle blisko mnie, że splunął mi pod nogi. Ledwo ominęłam plamę śliny chłopaka i szybszym krokiem poszłam w stronę budynku.
W środku też nie było miło. Po dwóch stronach ustawili się inni kolesie, mniej brutalni niż ci na zewnątrz, a dwóch stanęło naprzeciw mnie tak, że ledwo wyhamowałam, aby w nich nie wpaść.
- Widzę, że u ciebie od dwóch lat bez zmian. - Zaczął jeden. - Wciąż ta sama szkoła. Nie poddajesz się. - Zaśmiał się po czym pchnął mnie do tyłu. Wywróciłam się uderzając przy tym z hukiem w twardą podłogę na korytarzu. Rzędy mięśniaków nagle uniosły się głębokim śmiechem. Wstałam i spróbowałam nieudolnie przepchać się przez dwójkę kurczowo zaciskających pięści kolesi.
- Zaczekaj, to jeszcze nie koniec. - Oznajmił jeden. Serce mało co mi nie stanęło. Głośno przełknęłam ślinę. Chłopak gwizdnął, a jeden ze stojących z boku odsłonił moją szafkę. Wodoodpornym markerem namazali na niej:
"Jestem rudym kujonem i cuchnę!"
Nagle opuściły mnie wszelkie siły i nie dałam rady powstrzymać płaczu. Zamiast biec w głąb szkoły wycofałam się. Najpierw tyłem, a później szybko się odwróciłam i pobiegłam do wyjścia. Nie zwracałam uwagi na tarasujących mi przejście chłopaków, o których obijałam się biegnąc.
Wyleciałam na zewnątrz i wycierając łzy rękami biegłam w stronę domu. Patrzyłam pod nogi. Nawet nie podniosłam wzroku, by spojrzeć czy ktoś idzie przede mną. Miałam zamiar to zrobić, ale nie zdążyłam. Wpadłam z hukiem w jakiegoś przechodnia tak, że aż cofnęło nas o kilka kroków. Przeraziłam się odrobinę.
- Rudzielec! - Parsknął nieznajomy. Szybszym krokiem pomaszerowałam do domu. - Masz tyle piegów na twarzy, że dziecko by się pogubiło w "Połącz kropki". - Zaczął się gorzko i pusto śmiać, kiedy ja mało co nie wybuchłam płaczem. Teraz już ponownie biegłam, choć ze zmęczenia ledwo łapałam powietrze.
Tak właśnie wygląda każdy dzień z mojego życia, ale ten był wyjątkowo brutalny. Myślałam tylko o tym, aby dotrzeć już do domu i mieć na ten dzień spokój z wyzwiskami, ale takiej bandy jak ta trudno się pozbyć.
- Ej Ruda! - Usłyszałam głos za plecami. Nie odwróciłam się, jedynie przyspieszyłam. Słyszałam bieg i ciężkie oddechy chłopaków gdzieś za mną.
- Nie biegnij tak szybko, bo ci piegi odpadną! - Zadrwił jeden. 
- I przy okazji wpadnij do sklepu po farbę do włosów, to może ci trochę odpuścimy! - Dodał drugi.
- Zawsze uwielbiałem twoje poczucie humoru! Nie odpuścimy ci! - Zaśmiał się trzeci, a chwilę później zawtórowało mu kilka innych głosów.
Zacisnęłam powieki, gdy zerwał się mocniejszy wiatr. Z chodnika podniosły się tumany kurzu i piachu. Z zamkniętymi oczami nie mogłam kontrolować, czy ktoś idzie z naprzeciwka. Nagle poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach, a jedna przeniosła się na ramię.
- Zostaw! - Wrzasnęłam nie otwierając oczu.
- Spokojnie. - Wyszeptał głos, po czym zabrzmiał groźniej. - Moglibyście ją zostawić, czy chcecie mieć ze mną do czynienia?!


3 komentarze:

  1. Ojej *--* Boskie, już lubię : 3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo *_* Kocham to..! Kiedy następny . dodaj szybko <3 Dodała bym do obserwatorów ,ale nie masz takiego gadżetu :(
    Gdybyś mogła wpadnij do mnie bo chcę się dowiedzieć co sądzisz :) Jak się spodoba proszę o obserwację http://nie-zapomnij-one-direction.blogspot.com/ Pozdrawiam..!

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaa to jest Boskie ^^
    Kocham to.
    Kocham to.
    Kocham to.
    Kiedy następna?

    OdpowiedzUsuń